Wahoo Headwind test produktu

Wahoo Headwind - powiew luksusu w Twoim domu. Czy inteligentny wiatrak do treningów na trenażerze naprawdę się przydaje?

Jestem zdania, że każdy, kto korzystał z trenażera, wie, jak ważne jest chłodzenie. Brak wiatraka dmuchającego wprost na nas mamy gwarancję wygenerowanie sporych rozmiarów jeziorka, które uroczo rozleje się na podłodze tuż pod nami. Wiadomo, można wycierać się co chwila ręcznikiem, ale nie jest to tylko łatanie problemu. Coś jak kolejne ustawy budżetowe w naszym kraju ;)

Kałuża to jednak nie jest jedyny problem. Brak właściwego chłodzenia dość szybko doprowadzi do przegrzania organizmu i drastycznego spadku efektywności. W skrajnych sytuacjach może nawet dojść do zasłabnięcia. Naprawdę nie ma żartów. Krótko mówiąc - wiatrak jest niezbędny.

Zakładając, że przeszliśmy już przez etap bezużytecznych małych wiatraczków o średnicy 30cm, w domu ostatecznie zagościł solidny wiatrak, średnicą śmigła znacznie przekraczając 50cm. Najczęściej takie wentylatory mają 3 stopnie pracy. I teraz znów nasuwa się problem. Który tryb wybrać? Zakładając, że nie jedziemy na lekką przejażdżkę (pierwszy tryb prędkości da radę), odpowiedź na powyższe pytanie brzmi: nie ma znaczenia.

Dziwne? Już wyjaśniam.


Aby wentylator był skuteczny, czyli nie dopuszczał do przegrzania lub nadmiernego wychłodzenia, objętość strumienia powietrza powinna być dostosowana do intensywności wysiłku. Kręcimy lekko - wentylator “dmucha” lekko. Kręcimy mocno - wentylator dmucha mocno. W czasie treningów wielokrotnie prosiłem żonę, żeby zmieniła tryb pracy wentylatora. Czasem było mi zbyt chłodno, czasem wręcz przeciwnie.

Naturalnie można wspierać się wentylatorem z regulacją obrotów za pomocą pilota. Jest to dość skuteczne rozwiązanie, ale nie pozwala zapomnieć o problemie. Prędkość nadmuchu cały czas trzeba dostosowywać do intensywności. A przecież najlepiej byłoby, gdyby wiatrak robił to automatycznie. I tu wchodzi cały na biało…

Wahoo Headwind

Ok, może bardziej “na szaro” choć pudełko, w które wentylator zapakowano jest całkiem białe. Nie ukrywam, że z dużą dozą podekscytowania wiozłem paczuszkę do domu. Czy Headwind będzie rozwiązaniem na moje (oraz Wasze) bolączki?  Test czas zacząć!

Headwind po wyjęciu z pudełka jest gotowy do pracy. Nie wymaga żadnych czynności montażowych.

Pierwszą rzeczą, na którą zwróciłem uwagę, jest stosunkowo mały rozmiar jak na ilość powietrza, którą w ciągu minuty wentylator jest w stanie przetłoczyć. Wedle producenta, dmuchawa może symulować pęd powietrza, równy jeździe z prędkością 48 km/h. Wynik z pewnością wystarczający.



Wracając jednak do szarości… Wentylator “upchnięty” został w szarą plastikową obudowę. Wydaje się solidna i całkiem ładnie wykonana. Na tylnej części znajduje się sprytnie wymyślony system “nawijania” kabla zasilającego. To bardzo wygodne rozwiązanie. Przy przestawianiu mojego “standardowego” wentylatora, kabel zasilający ciągle plącze się pod nogami. Mała rzecz, a dużo daje. Plusik na wstępie.

Panel frontowy zawiera dużą kratkę wyrzucającą powietrze z obudowy oraz część sterującą z przyciskiem włączenia/wyłączenia, oraz dwoma przyciskami do ustawienia trybu pracy. I tu mamy kilka opcji:

- regulacja stałej prędkości dmuchawy w kilku zakresach siły nadmuchu

- funkcja “speed”

- funkcja HR

plus opcja której nie włącza się z poziomu obudowy

- praca z aplikacją Wahoo Fitness

O ile pierwsza z wymienionych funkcji niespecjalnie mnie interesowała (mam taką samą w swoim zupełnie “nie smart” wiatraku), o tyle niezwłocznie przystąpiłem do testowania pozostałych trzech trybów pracy.

Na pierwszy rzut poszła funkcja “speed”.


Po ustawieniu wybranego trybu wentylator połączył się z moim Kickr Core i dostosowywał intensywność nawiewu do prędkości mojego awatara. Pomysł na pierwszy rzut oka wydaje się trafiony, ale dość szybko przekonałem się, że tak nie jest.

Pierwsze kilkanaście kilometrów płaskiego terenu minęło dość szybko i komfortowo. Wiatrak dmuchał dokładnie tak mocno, jakbym sobie tego życzył. I wtedy zaczął się podjazd… Jechałem stosunkowo mocno i dość szybko zaczęło mi być gorąco. Prędkość awatara spadła do 12 km/h a Headwind dostosował do niej moc nadmuchu. Krótki podjazd spowodował u mnie dość obfite pocenie. Po pokonaniu wierzchołka wzniesienia, na zjeździe mogłem odpocząć. Nie odpoczywał niestety wentylator. Po kilku sekundach dmuchał z maksymalną mocą, podążając za prędkością mknącego w dół kolarza. 

To był moment, w którym pofatygowałem się do Headwind’a i przełączyłem tryb na HR.

Po kilku sekundach niebieska dioda na obudowie przestała migać, informując mnie tym samym, że został połączony mój nadajnik HR. I nie będę czarował. To jest tryb, który rozwiązuje wszystkie bolączki. Prędkość bicia serca uwarunkowana jest od zapotrzebowania organizmu na tlen. Te zaś wzrasta, gdy organizm wykonuje intensywną pracę. Przekładając to na język fizlologiczno - wetntylatorowy: 

Gdy jedziemy spokojnie, wiatrak dmucha słabo. Gdy jedziemy mocno, wiatrak dmucha mocno.

Rozwiązanie idealnie. Nie ma lepszego! Kropka!

Zarówno ja, jak i moja jeżdżąca rodzina uznaliśmy, że bez tego już nie da rady. Serio. Powrót do klasycznego wentylatora jest niemożliwy. 


Na tym nie jest koniec moi drodzy. Cały zakres pracy jest płynny. Czyli z każdym wzrostem prędkości bicia serca, dmuchawa płynnie będzie zwiększała moc nadmuchu. Być może chcielibyście, aby wentylator dmuchał ciut mocniej lub ciut słabiej, gdy jedziecie wolno. A może zbyt szybko osiąga swoje maksimum?

Tu wkracza aplikacja Wahoo Fitness. Po dodaniu do niej urządzenia otwiera się szereg możliwości regulacyjnych. Możemy wpisać, przy jakiej ilości uderzeń serca wentylator ma rozpocząć swoją pracę oraz przy jakiej ma osiągnąć swoje maksimum wydajności. Dodatkowo można określić, z jakim procentem mocy ma zacząć pracę, po wykryciu wpisanego progu tętna. Taka sama możliwość jest dla górnego progu tętna, które wpisaliśmy. Może to być pełna moc, ale możemy wpisać niższą prędkość wiatru. Bardzo intuicyjne i niesłychanie efektywne narzędzie.

Jest też funkcja regulacji prędkości wentylatora za pomocą suwaka, ale jeśli macie nadajnik HR, ta opcja nie będzie używana wcale. Po prostu traci sens.

Siedem dni spędzone z Wahoo Headwind to był świetny czas. Małe niepozorne urządzenie wiele zmienia w codzienności jazd i treningów wykonywanych w domu. Naturalnie nie tylko tych na rowerze. Każda inna forma aktywności cardio wymaga chłodzenia. Trening funkcjonalny czy bieżnia. Wahho Headwind zapewni Ci komfort i właściwe chłodzenie. Jest to prawdziwy powiew luksusu…

I tu warto podkreślić, że ów luksus nie wynika jedynie z zapewnianego przez wentylator komfortu. Ten luksus odzwierciedla również cena wentylatora. Ceny w polsce zaczynają się od 1.000 pln, co w mojej ocenie jest kwotą wygórowaną. Z drugiej jednak strony, czy potrafię się jeszcze bez Headwind’a obyć? Chyba nie…

Plusy:

- stosunkowo mały gabaryt

- bardzo cicha praca

- solidna obudowa z regulacją kąta nadmuchu

- kilka trybów pracy

- optymalna moim zdaniem funkcja dostosowania pracy wiatraka do tętna

- aplikacja z funkcją personalizacji parametrów działania

- możliwość wykorzystania wiatraka również do innych aktywności (bieżnia, joga, ćwiczenia core)

Minusy:

- cena

Dziś przyszedł czas oddać Wahoo Headwind z powrotem do Trirentu. Czy wrócę po niego? Nie powiem teraz. Ale nie wykluczam…

Pozostaw Komentarz